Pokaż naszamucha.blogspot.com na większej mapie

środa, 18 listopada 2009

Warszawa, lipiec 2005 ... wilość razy aż do dziś


No co?? Byłam turystycznie w Warszawie. Jak to nie liczy sie? Musi się liczyć? Nie wspomnę, jak cały czas bywam tu turystycznie.

Najważniejszy jest ten piewrszy raz. Kiedy to było.... ło matko

Pierwszym razem byłam tu z Romanem wujem (dziwne). Wraz z Wandą Babcią oraz Tomaszeczkiem. Tacy z nas podróżnicy.

Lecz nie wtedy to było, kiedy Warszawa stała mi się małą. Generalnowo to nie będę się chwalić wujem, c'nie? No ale tak nas wziął, tak wziął z dobrego serca, duszy też, nie stało się tak raz, acz z Romanem wujem zabyliśmy w stolicy wtedem, zarówno też później, między innymi zimy pewnej z moim chopakiem (!!). Dziwcie się, o!, lecz było to za czasów, com jeszcze nawidziła pary (NIENAWIDZĘ PAR [ups, wyrwało mi się]).
Raz też daliśmy, a było to za 2007, gdy brat mój, z którym NIGDY się nie kłócę, przezaczął studia. Zatowarzywszy nam, zwiał. Wszak nie jego zainteresowaniom Taniec z Gwiazdami przychylny. Jak dziś pamiętam, jak Tomeczek chował się za filarem w studiu, co by go pani psor z gimnazjum najostrzejszego w Jastrzębiu Zdroju nie wypatrzyła w niedzielny wieczór przed telewizorem. Jak dziś też pamiętam mnie i ciocię G. , któremy dałyśmy najwpierwej na pierwszą ławę. O tak, widziałam Mateusza Damięckiego i Edytę Herbuś i te inne, jestem człowiekiem sukcesu.

Zabyłam ja też raz w Warszawie w innym celu. Niby ze szkołą to było, lecz NIE! Banałom stop! Nagrodą za wolontariat, tuż przed wyborami, Platforma Obywatelska nam dała wycieczkę do sejmu. Wszakże zgubiłam gdzieś, no masz, lecz koleżaneczka moja sprzed lat, romantyczne zdjęcie z Tuskiem samnasam zdobyła. Siema Sylwia! E, no nie zamieszkam też, wszak z Martą Miarą byłam tam, siema też, ot co. Okrzyczy mnie, że daję jej zdjęcie, ale zanimże to się stanie, to patrzcie, ile się da. Nikt nie zapyta, co to za wolontariat? To ci społeczeństwo, NIC ich nie interesuje, zero ambicji, ZE-RO!

I tak wam powiem. Jak uczyłyśmy Ludzi Nieażtakwielkiegosukcesu angielskiego, niemieckiego też czasem. Nie wspomnę, jak na wycieczkę władował się nie jeden członek klubu europejskiego ze szkoły, który działał nic. A wycieczka przednia, jedna z najprzedniejszych.

Warszawa.. warszawa... a!! Zapomniałby człowiek, a nie wolno. Jak czasem zdaży się, że wpadnie kto ze wsi na miacho. Jastrzębiowi citowi ja Warszawę ZAWSZE pokażę (lub brat też mój pokaże tak, jak nikt), za darmo, a nic za darmo nie robię, o nie. Nie wspomnę też, jak zawsze wtedy sercu mojemu była bliska ul. Różana, oraz mieszkanie wuja, co było tam, a nie jeden meeting przyjacielski tam się odbył. Nie wiedział człowiek raz, co odpowiedzieć na pytanie sąsiada : "a państwo jaki projekt robicie??", lecz było, minęło, Różana zapadła się pod ziemię, już nikt nigdy tam nogi nie postawi!

Szkoła stara moja gimnazjalna też przybyła raz, uciekłam z zajęć nieciekawych aż tak, przeprowadziłam ich namiastką Krakowskiego i na Stare Miasto. Wartałobyło, ach, wspomnieli mnie w Jasnecie i uznali, że jestem inteligętna.

A byli tu rodzice moi. moi i Macieja. Przybyli, zobaczyli, pogaworzylimy. Zapłacili za kawę, kawusię i obiad, pojechali też tak, jak każdy wyjeżdża.

Dopadła Warszawy też nieraz Dorotka, którejże nie jeden zabytek, acz też i barson oraz też i klub nawet zapokazać trzebabyło.
Asia Michalik też wycieczkowała, wraz ze swoim chopakiem. Ot, impreza się działa, każdy pamięta opowieść Łukasza, który wdepnął w gwoździa (ale to było raaaano).

Sytułacyj towarzyskich nie na zliczenie, przyjaźnie, tańce i różańce. Nie wspomnę o ilsie, bo mogłabym wspominać co zdanie oń, acz zapraszam na blog www.znamznam.blogspot.com, co jest o niczym trochę, a trochę też o ilsie, czyta go nikt. Bo studia dzieją się, bo co się dziać nie mają? Nic dodać, nic ująć.

A miasto miasteczko stoli tak jak stało od roku 1300 (zmienia się każdenego jednego dnia). Zabytek na zabytku. Zachwyca... wszystko. Skubaniuśki, Krakowskie Przedmieście, Pałac KażdyWieJaki, budynek Ilsu, Żwirek.. wiadomiks.

Nie wiem, nie nie wiem co dać tu teraz, przejeżdża człek dnia każdego od Banacha, poprzez Lotnik Pomnika (Pomnik Lotnika) (piloci.. ot ludzie!), Aleje co są Jerozolimskie, daje wnet do palmy i Nowym Światem, gdzie biedny student NIGDY NICZEGO nie zakupił i wtedem już tylko pomnik Kopernika, co wykuty przez duńczyka. Czasem (nigdy) zajdzie do Buwu, a artyzmu tam moc, niejedna randka pierwsza, bądź ślubna sesja fotograficzna miała miejsca na dachu jegoż.

Stare Miasto, Stare Miasto, wiernie ciebie będziem strzec!! Oderwać się można od rzeczywistości, na Rynku surrealistyczne sceny, Kamienne Schodki są też, w Samych Fusach każdy kulturalny człowiek bywa i herbatencję zapija. A i schody nad trasą W-Z, w których nikt nie wie o co chodzi (ja), lecz ubikacja darmowa i wygodna umiejscowiła się tam. W Barbakanie, każdy wie, że najkulturalniejsi ludzie chadzają tam wyrabiać zdjęcia, podrywać też czasem studentki ILSu, które olewają każdego niegodzienego chłopa.

Wisłą spacerkiem dać można do city centre, a po drodze - z bukłakiem-kubłakiem, wypełnionym słodkim, lub niesłodkim winem. Też dany jest im nam Most Świętokrzyski, gdzie Kuba z "Na dobre i na złe" zszedł się z Danutą Stenką, jak i Most Poniatowskiego, co pięknie prezentuje się z uśmiechem Doris. Gdzieś po drodze "Czuły Barbażyńca", co czekoladą najlepszą na świecie ugości, acz przejadła się juz ludziom ILSu. Toć to ILS najznawcą stolicy. No masz, i jak stało się to, że Harenda dopiero tutaj?? Harenda, nasz dom, nie raz, nie dwa też, przyjęła nas w swoje ramiona, trzymając w rękach napój, gdy nie miał co począć student ze sobą w okienku, a może integrując się też. Z Harendą za pan brat. W Harendzie odbyła się pierwsza rozmowa przyjaciół prawdziwych, pierwsze spotkanie z Juaną, którą zna każdy i szanuje. Profestor z niej, a kpiarz prawdziwy. Czasem też nierozważnie zagadało się do barmana.

Pałac SamiWiecieJaki, Nauki to zdarzy się, Kultury też. Ja kocham go. Gdziekolwiek nie szedłby człek, minie go zawsze, a jeśli nie minie, to widzi go. Kojarzy się ze wszystkim, niechże pozostanie. Raz w kinie też byłam na pelikurze niezgorszej. Po co komu druga linia metra?? Każdy (KAŻDY) woli Pałac.

O Warszawie mówiąc, muszę jeszce o Placu Zbawiciela napomknąć, abo tam obecne są wszystkie centra kultury studenckiej. Luna, co kinem jest na schwał, filmem w poniedziałki raczyć się można, koszt 5 zł, filmów moc. Tuż obok, Chińczyk, Wietnamczyk raczej, co dobre danie daje, a i wesele odprawi za godną zapłatą. A tużej obok mamy pub o wdzięcznej nazwie "Alternatywa" z wiecznie tym samym chłopem, piwo sprzedał nie raz, nie dwa (milion razy)

Po krótce to. Ominęłam tysiące rzeczy. Na reportaż z Ursusa zapraszam na znamznam, abo wioska niezgorsza.
Przygoda dzieje się, Miasta wielkie kocham i szanuję, nie zażałował człowiek nic. Nic aż po dziś.


Stare dzieje przy jeszcze starszych
Warszawskie krowy. Trochę Bródno
Żurek z Sheratona
Zachowana dzielnica Żydowska ZARA przy wieżowcu Telekomunikacji
Tacie spadł cukr. Na szczęscie wszystko się dobrze skończyło
Jeździ sobie tu taki jeden
Z muzeum Powstania, ja patriota wielość razy byłam
No zawsze Ci wejdzie w kadr (pałac)
Doris z Ponurakiem
Już nic nie wiadomo
Reklamuj się po turecku
Tak! To tu Małgorzata Kożuchowska brała ślub
Muzeum Narodowsze
Z serii Ludzie Sukcesu: Magda, co zawsze zdąży do Metra i Doris, co nigdy nie zdąży
Pizza, czyli przegrywamy w rankingu zdrowego żywienia na ilsie, oraz Eba Tobarek, przekamrat, szkoda, że nie jest moim chopakiem

niedziela, 1 listopada 2009

Teneryfa 2005



Teneryfa!! To były czasy! Sama nie mogę w to uwierzyć, ale nikt w tamtych czasach nie brał na urlop laptopów, a o wifi to żaden nie wiedział jeszcze. A mało! W hotelu cośmy byli, nie było telewizora. To był chyba ten czynnik, ten właśnie, razem z tym, że była to moja pierwsza wyprawa ever, który sprawił, że było wspaniale.


Wyprawa wyprawą, ileż odwagi w końcu wymaga płynąć z prądem tego, co tak misternie zaplanowało biuro podróży. Ale dałam rade, przemogłam się w sobie i wsiadłam na pokład samolotu.

Wstyd trochę, lecz wspomnę, jak długo wydawało mi się, że jestem człowiekiem sukcesu dzięki Teneryfie. Człowiek podziwiał się za piękną sylwetkę, tudzież opaleniznę, a w lutym to niezły rajc był, albo to że wydusiwszy z siebie buenos dias na ulicy, uznałam, że "jak ja znam hiszpański, o narody!" (nie wspomnę za to, jak przez 20 minut chciałam kupić znaczki, a prosiłam o "sillas", a nie o "sellos"). O tak, pierwsze przygody ze światem. Na szczęście człowiek zmądrzał i nabrał pokory i już nigdy (NIGDY!) nie pomyślał o sobie, że jest fajny z tak przyziemnych powodów, jak opalenizna czy piątka z konia. O nie.

Z kimże tam byłaś, Martynko?? Byłam ja z Tomaszkiem, kuzynuniem moim, co synem jest Pierwszego Człowieka Sukcesu, którego wszyscy znają, wuja Romana oraz Żony Pierwszego Człowieka Sukcesu Gosi, a i to właśnie oni wzięli mnie na wyprawę tę, gdzie niejedna hulanka miała miejsce. Już wtedy, wtedy, o tak, namiastki jahy miewał człowiek, co ważnem faktem jest, abo zostało mi to do dziś.

Spróbowałam ja po raz pierwszy specjałów hiszpańskich, co za wspomnienie! Wuj to potrafił zapichcić (lub kupić, ale potrafił!). Teraz sama nie rozumiem tego ni nic, lecz daliśmy my radę bez środków masowego przekazu. Chadzaliśmy na spacery, objeździlim wyspę niczym Magellan. Wulkan!! Wulkan jakoby brat nasz, wszędzie z nami, bałam się go ja, powodem był moich koszmarów sennych, testament prawie spisałam. Nie zgadnie nikt, co jeszcze robiliśmy!! Czytaliśmy książki! Tak! Książki wtedy jeszcze istniały (oj, wiele lat minęło, odkąd nie istnieją książki). Obijalim czasem też i zakupy nie raz zabyly.

Lecz ogólnikowo, byly to wczasy bardzo leniwe. Zabylismy raz dookoła wyspy, fakt to, niebrzydka ona, dzika nawet miejscami. Widać tez gdzieniegdzie ruiny wiosek, co zniszczone są po wybuchu wulkanu. Na wybrzeżu turyzmu pod dostatkiem, Hiszpana dostrzeć to cud czasem. Widoczki też są itede.

Oooo.. wiem, czemu te memorie takie jakieś nieskładne! Bo chłopów nie było tamże do poderwania. A nie, to ja za młoda do poderwania byłam, pomyłka (a rzeczywiście, był kiedyś taki czas).

Ech, ogólnie to wesolunio. To wuj chyba, tak - wuj zaszczepił we mnie niespokój i to przez niego tak mnie wywiewa wszędzie teraz (jego wina, jego wina, mamo!). Acz muszę powiedzieć, z całym szacunkiem i ukłonami też, jak zwykle, dla wczasów na Teneryfie, że to nie jest sposób podróżowania, który trafiłby do mnie teraz. Tzn, jakby ktoś chciał mnie wziąć na romantyczne dwa tygodnie na plaży, to hulaj dusza, piekła nie ma i zapraszam (ty płacisz), ale nie lepiej dać do dżungli i przedzierać się przez liany??

Zdjęcia:
Widok z drzwi
Ciociunia z wujuniem
Palem moc
Kocham to zdjęcie, a ty Tomek?
I codziennie dzwoń!
Przekamraty
A niebrzydki wdok ten
Barceloa wszędzie
Spacer codziennie, w deszczu też

Hotelik W OGÓLE nieturystyczny