Pokaż naszamucha.blogspot.com na większej mapie

sobota, 16 stycznia 2010

Wrocław, 5-6 grudnia 2009


Wrocław odbył się jakiś czas temu, pomyślałby kto, że nie było go w ogóle, a był. Wrocław, w przeciwieństwie do Anglii, istnieje. Ja, człowiek, który nie rzuca słów na wiatr (bo nie wiele mówi), obiecałam przyjechać koleżance, przyjaciółeczce mojej z lat niemowlęcych (klasa maturalna), że dam tam. I zgadnijcie, czy dałam!
Macie dwie opcje odpowiedzi…
tak…
lub nie…

Dałam ja! Ja dałam!! Każdy wie jakim wyczynem jest do Wrocławia odbyć podróż. PKP to nie przelewki, a do przelewek i kiełba we łbia przywykł człowiek za studencyj.

Dam radę na samej wprzódy: jeśli macie torbę na ramię, niewielką, z czymś drogocennym, owińcie to przez głowę, no owińcie, Boże, co wam szkodzi? Niechby czasem nikt nie stracił aparatu w czeluściach przerwy między schodkami do pociągu a peronem, a bo zahaczyć łatwo. Nie wchodzę w szczegóły, niektóre wydarzenia odchodzą w nieświadomość, jeśli jednostka, w szczególności dzieci, są zbyt wrażliwe, aby świadomie sobie z traumą poradzić, więc nie pamiętam tego za dobrze. Acz, towarzysze! Nie ma strachu, aparat przeżył, a morał z tego taki, żeby nie obcinać włosów kaloryferem.

Marta, koleżaneczka wspomniana, ugościła mnie hojnie i przednio. Mężczyzna jej, partner-towarzysz, którego imienia i wizerunku nie zdradzę poszczycił mnie miłym słowem i pożywną jajecznicą niedzielną. Aczkolwiek to z Martą zawtórowałyśmy jako układ: PRZEWODNIK-TURYSTA, nie wszystkim w deseń łażenie i ploty do utraty tchu, do padnięcia na przysłowiowy ryj. Plota za plotą, news gonił newsa, w toku rozmowy, za wieczora, po małej porcji trunku, stałyśmy się specjalistami i znawcami w każdej dziedzinie życia, rozkminiałyśmy sens jegoż i wspominałyśmy stare dobre, acz ciężkie czasy.

Po zatopieniu się we wrocławską kulturę, gotowam rzec, iż największą atrakcją są biegane procesje trzech nagich młodzieńców w centrum, które są tradycją od lat, a miały miejsce raz. My, jednak, wykształcone, pełne wdzięku damy, W OGÓLE nie zaabsorbowałyśmy się i nie gapiliśmy się na tych pozbawionych komon sensu zwyrodnialców.

A tak to nie waham się powiedzieć, że Wrocław jest piękniejszy od Warszawy, na pewno jeśli chodzi i część Starego Miasta. Nie wspomnę, jak trafiłam tam na czas Jarmarku Świątecznego. To właśnie od tamtej pory chyba rozsmakowałam się w grzanym winie, taki trunek. Może właśnie tutaj nie wspomnę, jak wynalazłam najlepsze grzane wino ostatnio na świecie, a było to w Warszawie, gdzie sam szlachcic wołający, a głos roznosi się jego aż po Ursus, zaprasza nań. A tak, Wrocław. Znad Odry wszystko ładnie wygląda, nawet jak jest brzydkie. Ale ale, nie twierdzić, że coś tam jest brzydkie!!

Krasnale są, robią wszystko, każda czynność świata przedstawiona przezeń, a i szukać ich trzeba, Marta to niezła jest w tym, bynajmniej lepsza ode mnie. I każdy ma nazwę, Ekonomek na ten przykład, Syzyfek.. (?) prawie na pewno tak wabił się, myślę.

Dobrem motywem też było iść na pieszo z rezydencji Martów, która nieopodal jest najdalszych zakątków Wrocławia do centra. Zrozumiał człowiek wnet ogromność powodzi z 1997, zwłaszcza z parą przewodników którzy nie raz, nie dwa zaznaczyli, iż "woda to tutaj aż, tutaj, tutaj była, aż tutaj". Zachwyciłyśmy się nadworną siłownią na bogatym osiedlu, a raczej tym, że nikt jej jeszcze nie zniszczył.

Wysikałyśmy w centrum handlowym. Myślę, że to był Grunwald. Niesamowite, że w każdym miejscu na świecie ludzie mają te same przyzwyczajenia..

Dobry jest akademik, zwany Kredką, Ołówkiem (nie wiem czemu). Ooo.. albo ten pomnik człeków, co wchodzą do ziemi i wychodzą z niej. To ci sztuka!! Ja, znawca jej, doceniłam sztukę tą (DOBRRA, wiem, że "TĘ SZTUKĘ"). Parki istnieją, nikt by się tego nie spodziewał, ZOO, o którym każdy wie, ominęliśmy, ale bramę widziałam! Katedra.

Katedra katedrą, a jeszcze dodać muszę, że szczęście do dat mam zawsze (raz) i wartało było wpaść do Wrocka w Mikołaja. Idziem, idziem, nie doszłyśmy jeszcze do miasta, pustkowie za nami i przed, bez żywej duszy, ni martwej, a tu dają ku nam Mikołaje dwa w samochodzie. Z uwagi na nasze uderzające piękno, zatrzymać się raczyli i ofiarowali nam dary: dwa lizaki, któreśmy pochłonęły nie wiele potem. Po tym zdarzeniu nie zrobił na nas wrażenia zlot Mikołajów hardcorów na motorach, co zgromadzili się pod katedrą. A Słownictwo ich i maniery iście mikołajskie.

Dobry jest kamrat z Marty i dobre jest miasto z Wrocławia.

Przyjaciel w Wrocławiu na każdym kroku
Bezpieczeństwo przede wszystkim
Dobre oświetlenie zabytków to podstawa
Katedra w innym wymiarze
Piekarz nadworny
Pomnik dla zwierząt hodowlanych by konsumenci
Gołą b z Wrocławia. Od razu ładniejszy
Katedra I Mikołaje again
And again