Pokaż naszamucha.blogspot.com na większej mapie

niedziela, 29 grudnia 2013

Wiedeń, grudzień 2011 i lipiec 2013



Dobrze jest się wybrać do Wiednia.
Jest to jedno z tych miejsc, do których można wracać milion razy i zawsze będzie się czuło niedosyt.

W Wiedniu ma się po prostu to przeczucie, że od wieków działo się tu bardzo dużo. Spacerując wśród pałaców, pomników cesarzy, wielkich placów i bogatej architektury, człowiek czuje powiew historii. Niektórzy, ale nie powiem kto, czuliby tu duchy dawnych przodków.

Bardzo dużo osób organizuje sobie wyjazd do Wiednia, zahaczając o Bratysławę. Tak też uczyniłam i to dwa razy. W Wiedniu oczywiście jest drożej, więc jak ktoś ma sposobność, zalecam zorganizowanie noclegu w Bratysławie. Z tym, że w Wiedniu dobrze jest spędzić więcej niż tylko jeden dzień.

Poza standardową starówką, gotycką katedrą św. Szczepana (wspaniała!), Hofburgiem, kościołem św. Karola Boromeusza i tak dalej, dobrze jest wyjść trochę dalej poza ścisłe centrum miasta i zobaczyć kilka nieoczywistych miejsc.
wnętrze katedry św. Szczepana
kościół św. Karola Boromeusza

 XIII-wieczna katedra św. Szczepana
Pałac Hofburg, dawna rezydencja cesarzy

Jednym z nich jest choćby Belweder. Z naszym warszawskim Belwederem wspólną ma tylko nazwę :)
Na terenie Belwederu znajduje się Belweder Dolny i Górny. A między budynkami jest całkiem niezły ogród.

Belweder Górny
Belweder Dolny

Obok warto zwrócić uwagę na polski kościół. Bardzo łatwo go poznać. Przed wejściem są dwa pomniki - katyński i papieża.
Dodaj napis

polski kosciol w Wiedniu


Inną dobrą atrakcją jest barokowy Pałac Schönbrunn. Miałam takie dziwne wrażenie, że z bliska pałac wygląda jakby był z papieru. Jest taki jakby... lekki. Podobno warto wejść do środka. Nie miałam przyjemności.

Pałac Schönbrunn - letnia rezydencja cesarzy

Polakowi trudno jest być w Wiedniu i nie wspomnieć choć raz Jana III Sobieskiego. Najważniejszą pamiątką związaną z bitwą pod Wiedniem jest Wzgórze Kahlenberg, z którego to Sobieski dowodził bitwą.

widok ze Wzgórza Kahlenberg

Ze wzgórza rozciąga się fantastyczny widok na miasto. Jest i kościół św. Józefa. Sobieski modlił się w nim całą noc przed bitwą.

kościół św. Józefa na Kahlenbergu

Tablica upamiętniająca Sobieskiego znajduje się też na kościele augustianów w centrum miasta.

na kościele augustianów

Gdy ją zobaczyłam, postanowiłam wejść do kościoła. A tu kolejna niespodzianka. Na jednym z nagróbków znajduje się herb Rzeczpospolitej.

nagrobek Marii Krystyny w kościele augustianów
nagrobek Marii Krystyny w kościele augustianów

Otóż okazuje się, że w kościele jest pochowana Maria Krystyna (córka Marii Teresy), która wyszła za syna Augusta III Sasa, księcia sasko-cieszyńskiego Alberta.

To właściwie nie taki szczegół. Każdy kto był w Wiedniu, kojarzy Galerię Albertinę. Jedną z największych galerii sztuki w Europie, a założył ją właśnie książę Albert.

Muzeum sztuki Albertina

Dodam jeszcze tylko, że miałam niezwykle dużą radość, pijąc ,,kawę we Wiedniu" za 3 euro w jednej z kawiarni lub też wchodząc na Wieżę Dunajską, aby zobaczyć panoramę Wiednia, nie płacąc za to ani centa, pokazując jedynie legitymację pilocką ;).

Wieża Dunajska
kawa we Wiedniu



galerie z Wiednia:
https://picasaweb.google.com/112424837606192715949/Wieden
https://picasaweb.google.com/109545234949493190291/WegryRumuniaWiedenIBratysAwa

niedziela, 1 grudnia 2013

Toledo, 8 lutego 2012




W Madrycie byłam już kilka dobrych razy i niestety muszę powiedzieć, że nie kojarzy mi się najlepiej to miasto. Może dlatego że Madryt nigdy nie był celem żadnej mojej podróży. Zawsze po drodze, w przesiadce, byle szybciej i byle taniej. A skoro taniej, większość czasu spędzonego w Madryciu to czekanie: na stacjach, na lotnisku, na przystankach. No bo chyba nie w hotelu!

Nasuwa się wtedy, że pewnie wolę Barcelonę. Bo przecież TRZEBA wybrać. To tak jakby nie wiedzieć, czy się woli Kraków czy Warszawę. Ale tak nie jest. W sumie to nie wiem, czy wolę Madryt czy Barcelonę.

Na pewno za każdym razem nie doceniam Madrytu, a to bardzo fajne miasto pewnie jest.

A tak właściciwie to ja chciałam o Toledo.

Bo właśnie w ramach kolejnej wizyty, podczas której nie doceniłam Madrytu, wybrałam się do Toledo. To takie idealne miasto na jednodniowy wypad. 70 km od stolicy. Autobusy co chwilę ze stacji Atocha, itd.

Toledo to jedno z tych miast, które kochają wszyscy. I zanim się tam wybierzesz, wszyscy mówią ci, że Boże, zakochasz się w tym mieście. Wcześniej słyszałam już coś takiego a propos innych miejsc, np. Kazimierza Dolnego nad Wisłą (serio?) albo Stratford-upon-Avon. I (bardzo dziwne ale) nie zakochałam się.

Toledo jednak daje radę. Ma jedną wadę co prawda: zbyt duża liczba turystów, a jak na przewodnika przystało, nie lubię ludzi, a już najbardziej turystów. Poza tym jednak Toledo radę daje. Zwłaszcza, że jest nawet sporo małych krętych uliczek, więc nie jest trudno znaleźć schronienie od ludzi. A tak naprawdę większość turystów przyjeżdża tu właśnie na jeden dzień z Madrytu, więc wieczorem i w nocy najczęściej już ich nie ma. Jakby się ktoś szarpnął na nocleg w Toledo (w centrum na pewno drożej niż w Madrycie), to całkowicie może liczyć na spokój.

Toledo nie tylko jest ładne, ale ma też długą i bogatą historię. Przez wiele lat było centrum kulturalnym, administracyjnym i religijnych kraju. Już Wizygoci uznali, że będzie to dobre miejsce na stolicę. Po rekonkwiście Toledo stało się oficjalną stolicą Kastylii i było nią aż do 1561, kiedy to stolica została przeniesiona do niewielkiego miasta 70 km obok, do Madrytu.

Nie do końca wiadomo, dlaczego tak się stało. Mówi się, że może z przyczyn osobistych. Król Filip II, który przeniósł stolicę, podobno leczył się w madryckich sanatoriach i miał na uwadze przyczyny zdrowotne, a  może targały nim sentymenty. Innym powodem miało być położenie Madrytu na równinie, co ułatwiłoby rozwój miasta. Co więcej w Madrycie istniał już niezły system wodociągowy stworzony przez Arabów. Ostatnim powodem, który się podaje, jest chęć odsunięcia się od króla od władzy kościelnej. I rzeczywiście, siedziba prymasa do dziś znajduje się w Toledo.

Poza tym Toledo było niemal zawsze mieszanką kulturalną kraju. Co prawda muzułmanów się pozbyto, żydów wygnano w 15 wieku, ale zanim się to stało, Toledo było najbardziej multikulturowym miastem w Hiszpanii. Dzięki temu możemy na przykład zwiedzić najstarszy budynek synagogi w Europie, przekształcony później na kościół Santa Maria la Blanca

dawna synagoga

Jest i katedra gotycka. Jest naprawdę niezła. Wieżę tylko ma niedokończoną. Ale w Hiszpanii to jakoś norma :)

Katedra todedańska z nieukończoną wieżą

Innym kościołem, który zwrócił moją uwagę  to XII-wieczny kościół świętego Romana. Dziś nie funcjonuje jako kościół, można za to w nim podziwiać wizygockie malowidła.

kościół św. Romana
malowidła w kościele św. Romana z czasów wizygockich

W mieście jest i gotyk i renesans i mudejar. Są też sklepy z typowymi toledańskimi wyrobami rzemieślniczymi, wąskie uliczki (NAPRAWDĘ wąskie), galerie sztuki (nie byle jakie, w końcu w Toledo mieszkał i zmarł El Greco), mury, bramy i wiele wiele innych.

Toledo słynie z rzemiosła

Zachęcam też przejście się nad taras widokowy nad rzeką Tag. Wprawiła mnie w życiowe refleksje.

Widok na rzekę Tag

Do dziś pamiętam, co sobie tam pomyślałam.

Ale nie powiem.

uliczki Toledo

dom el Greco

poniedziałek, 18 listopada 2013

Ciechanów, 16 listopada 2013



Miałam taką potrzebę pojechać gdziekolwiek. Ze wszystkich miejsc, które są dość blisko, najbardziej sensowny wydał mi się Ciechanów.

Ciechanów jest świetny na jednodniowy wypad. Spokojnie można zobaczyć i zamek i farę i rynek w 3-4 godziny.

Ale Ciechan daje radę też na dwa dni. To dla tych, co muszą zażyć chilloutu. Wieczorem miło jest się przejść do knajpy przy browarze. W końcu nie można opuścić Ciechanowa bez wypicia Ciechana. A zapewniam, że spacer ten będzie giga chilloutowy, bo na ulicach Ciechanowa nie ma NIKOGO! Zwłaszcza wieczorem. Naprawdę. Tak wyludnionego miasta nie widziałam jeszcze.

Ciechanów nocą

No bo rzeczywiście, przez wiele lat nic się tu nie działo. Gdyby nie zamek, fara i ratusz (a, i jeszcze jedna secesyjna kamienica) (no i browar), Ciechanów byłby naprawdę największym zadupiem kraju. Obok ruder i drewnianych chałup wyrasta Ci nagle jeden z najsłynniejszych zamków w Polsce. To jest poniekąd niesamowite.

centrum miasta

centrum miasta II

Dodam jeszcze, że poza głównym deptakiem, ulicą Warszawską (gdzie jest jeden bar, pizzeria i jakieś cukiernie), trudno znaleźć jakieś miejsce, żeby usiąść. Zwłaszcza w niedzielę.

Muszę więc przyznać, że uroku to miasto specjalnego nie ma. Ale nie można powiedzieć, że nie ma tam NIC. Wszak Ciechanów nie jest Krakowem.

Jest przede wszystkim zamek. Znany wszystkim, którzy choć raz wypili Ciechana. W zamku pan przewodnik co godzinę prowadzi na baszty. A na baszty wiodą baardzo strome schody. Jeśli ktoś nie lubi zakwasów, nie polecam. Przewodnik basztowy za to ma taką cechę, że... nic nie mówi :) pozazdrościć fachu.
w środku baszty

Zamek w Ciechanowie


Poza możliwością zwiedzenia baszt na zamku jest też wystawa. Nie jest zbyt obszerna. Muszę powiedzieć jednak, że jest to chyba najfajniej zrobiona interaktywna wystawa jaką widziałam. Ekrany dotykowe, lasery, zdjęcie sobie można zrobić i od razu na maila komuś posłać, no czad.

Zamek tak w ogóle jest częścią Muzeum Szlachty Polskiej. Innym oddziałem jest budynek stojący na końcu ulicy Warszawskiej. Nie zobaczy się tam jednak wystawy dotyczącej szlachty polskiej. Jest dużo wypchanych zwierząt, rzeźby ludowe (nie wiem czy wiecie, ale rzeźbą ludową jest na przykład figura Ursusa z bykiem z Quo Vadis) i jeszcze jedna rzecz, która naprawdę była ciekawa. Wystawa miniatur narzędzi ludowych. Jest coś takiego w miniaturach (np też w małych pieskach), że przyciągają spojrzenie.

Muzeum Szlachty Polskiej

No i są też dwa późnogotyckie kościoły. Fara, która stoi blisko Farskiej Góry (tam stał XI wieczny gród). Kościół farny pw. NMP jest bardzo ładną budowlą. W XX wieku jednak maczał przy niej palce Stefan Szyller. Dodano wtedy taką śmieszną folklorystyczną polichromię.

fara ciechanowska - czyli kościół pw. NMP

Innym kościołem jest dawny przyklasztorny kościół św. Tekli. Tam uwagę zwraca ładna brama dzwonnica przy wejściu na teren kościoła.
20-wieczna polichromia

kościół pw. św. Tekli i brama dzwonnica


A ostatnią rzeczą, która zwróciła moją uwagę, jest osiedle znajdujące się bliżej dworca niż centrum. Zdziwiło mnie nieco, bo takie charakterystyczne bloki z dachówką bardziej przypominały mi osiedle poniemieckie, których dużo jest na przykład w Pile. No i fakt. Osiedle, czyli tak zwane ,,Bloki" to niemieckie osiedle z 1940. Jeśli ktoś chce zwiedzić Piłę, a nie ma czasu jechać tak daleko, może zwiedzić okolice dworca ciechanowskiego i już. Więcej w Pile nie ma.

tzw "Bloki"

Taki to jest zatem Ciechanów. Nawet polecam.
Szlachcic polski
św. Piotr ze swoim atrybutem, czyli herb miasta
Godziny otwarcia IT :/ bardzo dziwne
neogotycki ratusz na rynku - H. Marconi

Ciechanów leży nad tą właśnie rzeką
więcej zdjęć: https://picasaweb.google.com/109545234949493190291/Ciechanow#

niedziela, 10 listopada 2013

4 lutego 2012, Burgos

Był taki wyjazd kiedyś. Rok temu ponad już. Wybrałam się z Igłą, Ewą i Łukaszem na wyjazd objazdowy do Hiszpanii. A że zima była, to musi być zimno.

Nikt nie uprzedzał nas, że Burgos w zimę to trochę zły pomysł. Burgos to takie hiszpańskie Suwałki. Najzimniejsze miejsce tego kraju.

I rzeczywiście! We wcześniejszym Bilbao - nawet ciepło. W późniejszym Valladolid - 15 stopni i słońce. W Burgos - śnieg i sparaliżowana cywilizacja. Nie mogliśmy się wydostać stamtąd potem. 3 godziny opóźnienia autobusu.

taki był śnieg właśnie

i taki lód
Nasze perypetie towarzyskie też były niczego sobie. W Burgos gościł nas pewien pan z couchsurfingu. Na imię mu było Jose ale ksywę miał Zar. Istny diabeł z tego Zara. Strach nas nawet obleciał, czy może jest ostrym metalem i nas spali rytualnie. Na jego wycieraczce widniał napis: WELCOME TO HELL.

Nic nam nie uczynił jednak. Co więcej okazało się, że był łagodny jak baranek i przesympatyczny. Niezły kontrast patrząc na naszych poprzednich ,,miłych" hostów z Santander. Ale nie wspomnę.

Jose pierwszej nocy zaproponował nam pójście na koncert. Metalowy oczywiście. Poszłam z Ewą. Piłyśmy bardzo zwodnicze piwo, które rzuca człowieka na kolana (mnie). Nazwy trunku (i kilku innych rzeczy tego wieczoru) niestety nie pamiętam. Ewa za to trzymała fason. Olga z Łukaszem, niczym stare dobre małżeństwo, pozostali w domu i gotowali zupę z torebki.

Następnego dnia Jose nie próżnował, lecz my... tak. Tak, bo zmęczyliśmy się zwiedzaniem wśród śniegu. Zostaliśmy w jego domostwie. A domostwo to miało wielkie możliwości. Wtedy to właśnie poznaliśmy Guitar Hero. Były też rzutki i inne rozrywki.

Łukasz - prawdziwy guitar hero

Wcześniej w ramach podzięki i integracji z hostem ugotowaliśmy im obiad - typową strawę - parówkę z cebulą (wbrew pozorom to wspaniała potrawa. Znana w moich kręgach).

Z Zarem, Zarową i parówką z cebulą

Proszę ja Was, w ramach couchsurfingu była to wizyta idealna, nie ma co.

A żeby było jeszcze idealniej, dodam że miasto jest nie najgorsze. Burgos słynie przede wszystkim z katedry. Katedra pw. św. Marii to wspaniała gotycka budowla wpisana na listę UNESCO. No i fakt, robi wrażenie. I na zewnątrz i wewnątrz. Zalecam nie opuszczanie Burgos bez wejścia do katedry. W środku znajdziecie prawdziwy labirynt. Trzeba iść ustaloną trasą, żeby niczego nie pominąć. A w środku  moc niezwykłych ołtarzy - gotyckie, renesansowe, barokowe.. takie, śmakie i owakie.

Katedra w Burgos
Ale najważniejszą atrakcją katedry jest pochowany tam bohater narodowy - Cyd (czasy rekonkwisty itd), wzór cnót rycerskich i wszystkiego co najlepsze. Wszyscy studenci iberystyk i ILSu znają Cantar del mio Cid czyli Pieśń o Cydzie, a wszystkie dzieci w Hiszpanii znają bajkę o Cydzie, ta na youtubie: http://www.youtube.com/watch?v=_9hmKii1IQo

Pomnik Cyda
Plac Cyda
Burgos jest też jednym z najważniejszych miast na francuskiej drodze św. Jakuba. Stąd charakterystyczne żółte strzałki i pomnik zamęczonego wędrówką pielgrzyma. Chyba wyglądałyśmy podobnie z Ewą i Magdą na naszym Santiago, coś czuję.

Buen Camino
Pomnik zmarnowanego pielgrzyma

Jest też starówka, do której prowadzi bardzo ładna brama średniowieczna de Santa Maria. W jej niszach znajdują się figury różnych ważnych osób dla historii Kastylii.

Brama de Santa Maria

Nie zdecydowaliśmy się na Muzeum Ewolucji, które niezmiernie polecał nam Zar. Jakoś tak..  za drogie i w ogóle. Bardziej spodobał nam się pomysł Muzeum Historii Miasta Burgos. Niewiele pamiętam z tego muzeum. Chyba tylko jedną rzecz - Jesucristo de Burgos w charakterystycznej sukience.

Jesucristo de Burgos

Na koniec dodam, że idąc w stronę katedry od przystanku natrafiliśmy całkiem przypadkiem na niewielki gotycki kościółek pod wezwaniem św. Lesmesa (św. Adelelm z Loudon). Wchodzimy, żeby się ogrzać a tam na środku piękny sarkofag tego właśnie świętego, który okazuje się być patronem miasta Burgos.

kościół św. Lesmesa patrona Burgos
sarkofag z ciałem św. Lesmesa

Zdecydowanie warto jest do Burgos zajrzeć. Może nie w zimę tylko...



Prawdziwy hit - kufer Cyda! 
MY z Cydem
Aleja platanowa

Fotografia w skoku w Burgos

Łukasz w jaju