Pokaż naszamucha.blogspot.com na większej mapie

środa, 12 maja 2010

Glasgow, Ayr, 3-5 maja 2010


Nieproporcjonalnie, to fakt, bo ze wszystkich miast na świecie to właśnie Edynburg zasługuje na dwa dni a nie Glasgow. Ale ale! nie wrzucam, nie? Właśnie odwrotnie.. trochę.. prawie. W tym sensie, że Glasgow miało co pokazać przez 3 dni, to wtedy o Edynburgu nie wspomnę nawet jak przez 30 dni byłoby co oglądać. Glasgow poznał człowiek niezgorzej, a było to tak...

zatrzymaliśmy się u brata Karola, wspomnianego ostatnio, Pawła. Paweł, sympatyczna postać uraczył nas gościną. Nie jedno, lecz kilka miejsc pokazał tu i tam. krok za krokiem podążał każdy (ja, Karol, Ania) za nim aż do climaxu - Rockcośtamu, gdzie spoczęły nogi, a robak się zalał, miła knajpina.

Innego dnia też, tuż przez następnym przystankiem podróży, udani zostali towarzysze nad morze, do niedalekiej od Prestwick mieściny Ayr, którą .. ach! (żeby czegoś gorszego nie powiedzieć) poznaliśmy od początku do końca. Ale o tym potem.

Glasgow, miasto nowoczesne, największe tam. Wielkie wszytko jest, i nie ma tam rzeczy małych. Metropolia jak się patrzy, a jakby się dalej udać, nad rzekę Clyde, to mają wielce espektakularne mosty i inne wielkie obiekty. Obiektem jest tam muzeum nauki, gdzie chłopcy mieli zabawę, a ja zagadkę przy każdym stanowisku, nie wiedziałam wszak o co cho.

Odwiedzilim też Muzeum Wszystkiego, choć tak naprawdę nazwane jest to Kelvingrove Art Gallery and Museum, lecz daję słowo było to muzeum wszystkiego. Taka rzecz i taka tam była, nawet Radom i pozycje po imprezie. Każdą rzecz, jaką wymyślisz sobie, znajdziesz tam.

Ostatni punkt wycieczki okazał się najlepszym, nie było osoby, która nie pluła sobie w brodę, że pomyślała, że "nie idźmy juuuuż". Cmentarz taki, gdzie ma straszyć. Zwie się też strasznie "Nekropolis" i jest typu: stare. A Jako że jest na wzgórzu, widać wszystko zeń, katedrę na ten przykład. I aż strach się bać.

A w Ayr, miasteczku portowym, uroczym trochę, siedzimy sobie już we dwoje, jest miło i zgrabnie, aż dzwoni jedna z mych licznych komórek. Do Londynu miał człowiek podążyć samolotem marki Ryanair tego dnia, aż wiadomość otrzymał od kamrata, iż odwołany. W te pędy obmyśliliśmy plan, który polegał na braku planu. Szczegóły tylko dla wtajemniczonych, przyjaciół i bliskich, wiadomem może być jednak to, że przeszliśmy całe Prestwick Road jak żywe, co zajęło nam dnia pół, w skwarze i upale, który zdażył się tylko raz i musiał akurat w ten dzień. Opaleni, a jakże.

Do Glasgow dotarli na 23, a wcześniej zamówiliśmy bilety okazyjne megabusa do Londynu. 8 godzin i włala! Jeszcze jeno dwie do przodu i już w Southampton, nie wiem o co tyle krzyku.

Square George'a
W Glasgow Boże Narodzenie jest codziennie
Czytam ja
Wiewióreńka
Wielość remontów
zZA KRAT
Muzea za daaarmo!!
Object without a name
I'm dead
W muzeum nauki
Rodzeństwo
Fish cakes
Zabawy w Glasgow
Small Big Ben
Słodziaki, nie te co myślisz
Z cyklu potrawy regionalne
Paweł
potrawy regionalne, muffin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz