Pokaż naszamucha.blogspot.com na większej mapie

czwartek, 2 grudnia 2010

Łódź, 28 - 29 lipca 2010

Nie dam żyć nikomu. Śniegi czy nie śniegi, trzeba czytać moje blogi, bo potem wypytam. Będzie wejściówka na kawę ze mną, a nawet rozmowę, gdy humor mi nie dopisze.
Opowiem Wam o Łodzi. Zabłądziłam tam z dobrze znaną i lubianą Ewą, której niech Bóg błogosławi, a to, że tam byłyśmy było składową wielu czynników:

1. wakacje, ot hulanki i swawole, jakich w dorosłym życiu nie zastaniemy, bo trzeba będzie prać pieluchy dzieciom i mężowi

2. Maciej Mucha, nieznany nikomu mój brat pracujący w rodzinnej firmie wakacyjnie, który na moich urodzinach założył pejsy, a jego najlepszą cechą jest jego dziewczyna - Iza.

3. wuj Roman, znany wszystkim i lubiany, który urzęduje tam nie od dziś


I tak oto - ja - Martyna Mucha - zamieszkała w Jastrzębiu Zdroju, gdzie serce me pozostało, mimo przebywania w Warszawie - wracając z Poland Touru, zagaiłam kilka przydrożnych osób: Ewę i wuja Romana (Macieja nie, bo co mu do tego), czy może przybyć człowiek. Mogł, a lubi sie on wpraszać, więc przybył.

Był to dobry czas. Po pierwsze: nie trzeba było robić tłumaczeń. To ceni sie w Łodzi. Po drugie: nie trzeba było robić tłumaczeń.

Bo gdyby trzeba było robić tłumaczenia, Łódź byłaby brzydka.

Przybyłyśmy rzeźkie niczym galaretki owocowe, w spódnicach w dodatku, co nie zdarza się często, jedynie na specjalne okazje, takie jak pięćdziesiąta rocznica obojętnie czego, albo wyjazd ku Łodzi. I tak oto my, uzbrojone w spódnice, ruszyłyśmy na podbój Łodzi, a czasu nie było wiele.

A zatem nikomu, kto był w Łodzi choć pół sekundy, nie jest trudno zgadnąć, gdzie mogłyśmy pójść. Zadziwię: Piotrkowska i Manufaktura. A nie, jednak nie zadziwiłam.

A ZADZIWIĘ!

Udał sie człowiek na cmentarz żydowski

który był zamknięty, ale wporzo, już, wporzo.

ULICA PIOTRKOWSKA: od Piotrka, a wszystko Piotrki to fajne chłopaki (nie znam żadnego [no kilku, niech będzie]). Jeśli chcesz znaleźć coś albo wszystko, to możesz iść na Piotrkowską. No proste, reprezentacyjna ulica Łodzi. Nie jest to niespotykane, co by miasto miało jedną reprezentacyjną ulicę, tak jest też w Radomiu (każdego możesz spotkać na Żeromie, Żerom popularniejsza od rynku, na którym nie ma nikogo). I widzę tendencję! Z racji tego, że jestem nad wyraz spostrzegawczym człowiekiem, czem prędzej zauważyłam, że ludzie, Łodzianie na przykład albo Radomianie (którzy bez wątpienia są ludźmi), lubia narzekać na swoje miasta z różnych powodów, a jednym z nich jest to, że "Mamy tylko jedną fajną ulicę i koniec, a tak to nie ma nic". Chłopaki! Co wy?! A ile byśta chcieli?! Pińcset? Ja, człowiek z Jastrzębia Zdroju (miasta, które kocham, nie przeczę, acz nie jest to najbarwniejsze miasto Polanda), nawołuję! Nawołuję do pokory i docenienia Waszych ładnych ulic. No.

Jednak duskurs mój nie miał sensu, bo to tak, jakbym uważała, że w Łodzi nic nie ma. A nigdy tak nie przyuważyłam tego miasteczka. Znana mi skądinąd Justyna, studentka w Łodzi, usłyszawszy o naszym przyjeździe rzekła:

"TAM NIC NIE MAA!!! NIE JEDŹCIE TAM!"

Ja jednak będę bronić tezy, że w Łodzi .. istnieje.. coś. Coś istnieje.

Kamienice zabytkowe przy Piotrkowskiej. Lubię to.

Pomnik Łodzian Przełomu Tysiącleci. Lubię to.

Galeria Wielkich Łodzian. Lubię to.

To ostatnie, to tak tak.. lubię nie mało. Przysięgam, zawsze kochałam te, tzw rzeźby plenerowe. I tak jest:

"Ławeczka Tuwima"
"Fortepian Rubinsteina"
"Kufer Reymonta"
"Twórcy Łodzi Przemysłowej"
"Fotel Jaracza"
"Pomnik Lampiarza"

Bardzo bardzo bardzo fajny pomysł. Plebsowi sie podoba.

MANUFAKTURA! Każdy wie o manufakturze, dzięki zdjęciom z fejsbuka trzech albo czterech znajomych na tle wielkich, żółtych liter. Nie mogłam się oprzeć, też takie mamy.

Zanim wyrażę się, zapamiętajmy wszyscy chórem, że NIENAWIDZE SHOPPINGU! Nie kupuje Avanti i mam same łachy, nie licząc sweterka z ZARY, który podarowała mi ciocia Gosia. Nie weszłyśmy z Ewą do haendemu ani do croppa, czy czegoś. Czy jeśli teraz powiem, że Manufaktura zrobiła na mnie wrażenie, nikt nie pomyśli, że wyszłam stamtąd z torbą pełną zakupów?

W takim razie mogę zacząć sie wyrażać:

Sklep to ja mam w Jastrzębiu, haendema. Ale Manufaktura to jest.. to jest... OBIEKT! To sie nazywa PRAWDZIWY obiekt, proszę ja was państwa, ni mniej ni więcej. I nie chodzi o to, że jest to jedno z największych centrów handlowo-usługowo-rozrywkowych w Polsce i jedno z największych w Europie Środkowej. Poza tym też, że chodzi o to, żeby nie wpaść w błoto, chodzi o to, że od razu człowiekowi ciśnie się patos na duszę, jak pomyśli, że: "tu to sie działo..." W sumie to wszędzie sie cos działo, ale.. w manufakturze sie działo więcej i kropka.

Czytam z Wikipedii, moim mózgu2, że "Centrum powstało na terenach dawnej fabryki Izraela Poznańskiego w Łodzi, jednego z największych fabrykantów łódzkich." Ale to nie ważne.. ważne, że Ziemia Obiecana Andrzeja Wajdy dzieje się w Manufakturze (a pogłoski mówią też, że podobno jakaś książka też była taka... jakiś pan Reymont") 

W Łodzi jest więcej rzeczy, przysięgam (na pewno nie wierzycie), ale pamięć już nie ta, co kiedyś. W dodatku nie było czasu na zwiedzanie, bo trzeba było uczcić przyjazd do Łodzi w lokalu za wieczora.

Nie wspomnę też o dobrociach domu Romanowego, gdzie człowiek tak zagościł, że zapomniał, gdzie ma wracać.

Czy to nie jest piękne, pytam?
Pomniki, czyli to, co w Łodzi lubię najbardziej
Panie, co pan tu?
Łódź jest pełna jazdy
A to??
A nie mówiłam, że jest jazda?
a kto sponsoruje fortepian?
Liczy się alternatywa
Wielki przewodnik
Lato..
Wielcy kumple
W poszukiwaniu cmentarza żydowskiego



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz