Niepojętym, ile człowiek musi się namęczyć, co by posta jednego wypocić. Dajta spokój, żyć tu się nie da. Głupio trochę użalać się nad sobą, nie wspomnę zatem, jak komputer nie działa mi od stu wieków, na klawiaturze nie mam "i", albo jak nie mogę (do wczoraj nie mogłam) przestawić klawiatury z niemieckiej na polską. I cały tydzień człowiek czekał na napisanie posta, nie ma gorszego nieszczęścia na świecie.
Baeza.. a! Bo tak się to miasto nazywa, w żargonie lingwistów znana jest pod krypotnimem "Oliwka". Znajduje się w Andaluzji, mała mieścina, 15 tys mieszkańców, czyli tyle, co Skoczów (miasto, gdzie jest tylko basen, a poza basenem nie ma nic). Razem z Ubedą, wpisane są w listę UNESCO (Baeza, nie Skoczów). A jeszcze zanim wytłumaczę Oliwkę, Baeza mieści się w prowincji Jaen, zwanej "Rajem na hiszpańskiej ziemi" (Paraiso interior de España). Region słynie właśnie z Oliwy, a produkują jej tam więcej niż w całych Włoszech. Na własne oczy widziałam, widziałam plantacje oliwek wszędzie|, wszystko tam jest plantacją, a oliwkę czuć na każdym kroku.
A zatem my (MY, każdy wie, kim są "My"), jako wielcy znawcy i degustatorzy oliwy z oliwek, tudzież oliwek, udaliśmy się na VIII MIĘDZYNARODOWĄ KONFERENCJĘ KUCHNI OLIWY Z OLIWEK VIRGEN EXTRA. owszem, zapytano nas, skąd taki wspaniały pomysł, aby zaprosić na taką imprezę 7 lingwistów, na co nasz mistrz dyplomacji - Juana, rzekła z klasą, jak "od kuuuumpla mamy wejściówki".
My: to Ewa, której (bez wielkich słów) serca bym odkroiła sobie własnym paznokciem, co by jej nieba uchylić, czy jak się tam mówi. Łucio, który dobrym był przeżyciem, Łucia nigdy nie za wiele, oraz Bary, zwany też każdym innym imieniem na B. oprócz Bartka, z którym zaprzyjaźnił się człowiek i przyjaciółmi jesteśmy po dziś dzień no i.. ja. I tak my, przetrwaliśmy Oliwkę, a warunki były każde. Po jahę, tarzanie się w błocie i oliwkach ze śmiechu, poprzez ospałość, zmęczenie i zamulenie po najgorsze słowa i próby przyjaźni.
A jechaliśmy trochę w ciemno. I ciężko się docierało do miejsca. Jedna przesiadka, druga, jeden przystanek drugi trzeci czwarty, każdy wie, że Jastrzębie Zdrój jest normalnym postojem w drodze do Madrytu. I martwiliśmy się też trochę, że nie mamy śpiworów. Ale.. opłacało się!! JAK BOGA KOCHAM, opłacało się, doprawdy nie wiem nigdy, skąd ja mam takie szczęście, ale wartałobyło uczyć się hiszpańskiego przez ostatnie 5 lat tylko po to, żeby spać w tym hotelu. Wpadli do niego, a tam patio. Renesansowe, bo takie ma tam każdy w swoim mieszkaniu. Pokój taki taki, marmury i kamień, umywalka dla zakochanych i szampan w lodówce (płatny, o czym przekonały się nasze portfele). Każdy kelner w tym hotelu i turndown przypominały mi New Park Manor (mmm... ).
Ale nie po to przyjechali, żeby w hotelu siedzieć, sora. Codziennie konferencja. O oliwie. Z oliwek. Wykład o drzewach oliwkowych i oliwce. Stopień kwasowości, dojrzałość, okres zbierania i pokazy gastronomiczne. Z dziesięciu Makłowiczów. Czasem niezgorsi byli, na przykład Sergio Bastard, zwany Prymakiem dla zmyły. Ależ on zagotował. Tylko chłopy gotowały (machismo?)
A potem atrakcja atrakcyj.... JEDZENIE!! Drugi raz nie popełniliśmy tego samego błędu i z umiarem zjedliśmy śniadanie hotelowe, bo już o 10.30 czekała na nas pausa y cafe, a tam: oliwa, pomidory, grzanki. Impreza stojąca, przemieszczać powinno się było i rozmawiać. Czasem włączyła się śmiałośc i przybywało odwagi żeby zapytać Kala, how are you, bo ludzi ciekawych moc. Ale o nich zara. Espektakulane było jeszcze Almuerzo, czyli obiad, gdzie było milion dań, ciężko było wyjaśnić ich pochodzenie, nawet Hiszpanom. Owoce morza w każdym daniu, nawet w deserze się zdarzyło, paella raz.. takie takie. I wino. Wino, aż upadłby wnet organizator sam, Martin.
A osób była wielość, narodowość każda, stereotyp zaostrzył się u każdego.
Japonka nigdy Cię nie zdradzi, bierz Japonkę, pókiś młody. Gotują też pięknie, pałeczkami robią każdą rzecz i uczynili obiekt niemożliwy: prostokątną tortillę. Atrakcją największą ich pokazu: Japoneczka, sprawdzająca temperaturę najwrzącej oliwy palcem. Zaprzyjaźniłam się z Japońcami, zaliczyłam też zawiadiacką przygodę z Nikonem, który sprzętem był na schwał. W nagrodę za rozmawianie z nimi otrzymaliśmy dwie zupki chińskie (japońskie może chyba) i ręcznie robione wykałaczki.
Amerykanie, zwani Kal i Kala (Kalowie), od Kalifornii. Cecha ich, dziwna bardzo i niespotykana to amerykańskość. Oni byli tacy amerykańscy, że każdemu pozostało coś z Ameryki od tamtej pory. To była ciężka próba, o mały włos nie wymsknęła nam się teoria o dwóch USA. Bo każdy wie, że są dwa USA. George Washington z piewrszego USA wygląda inaczej niż George Washington z drugiego USA.
Anglicy, loża szyderców. Dla nas urodzili się na wygranej pozycji, bo można ich było uwielbiać za akcent. Słysząc ich, miał człowiek wrażenie, że są inteligentni, w końcu na ILSie tylko inteligentni ludzie mówią z takim akcentem (Koń, Łucio itede). Po kilku minutach wiadomym zostało jednak, że są nie najbystrzejsi. Nie wspomnę może o tym, jak na swojej prezentacji zrobili fish and chips, dajta spokój.
I inni Niemcy, Czesi, Włosi, PowerRangers. Rafa (zwany Farą), nasz idol, tłumacz symultaniczny, sprawował się pięknie w swoim fachu, został też naszym kolegą, mowił nam cześć. Zawarliśmy znajomość dyplomatyczną, wymienili się z Juaną wizytówkami (wizytówką jego).
A po godzinach... różnie. Codziennie tapas, tapas y cañas, żyć nie umierać. Zawsze ci dadzą jedzenie do piwa, gratis. Wszędzie powinno być tapas zawsze, w każdym miejscu na ziemi. Ale wtedy Hiszpania nie byłaby Hiszpanią nigdy więcej. I rozmowy przy tapas, z Juaną i Joanną. Español con Joanna. Rozmowy nietrywialne, dyskryminacja kobiet, religia i macierzyństwo. Spacery po mieście i wycieczki z przewodnikiem, spacery nocne.
No właha, miasto. "¡Campo de Baeza, soñaré contigo cando no te vea!". Cieżko powedzieć, ale można, tak pięknie, jak nigdzie. Małe miasteczka hiszpańskie mają niepowarzalny urok. Hiszpanie potrafią zadbać o nie. A raczej potrafili w średniowieczu, renesansie itede. Na historii sztuki nie znam się (jeszcze, bo zamierzam być kiedyś znawcą z każdej dziedziny), ale renesans był tam, to właśnie patia, barok i katedra. Jeden budynek wpadł w pamięć każdemu, było kiedyś seminarium, ale przestało z powodu wyuzdanych rzeźb. Place są piękne i uliczki kamienne. Uniwersytet. Na ławce siedzi Antonio Machado, poeta z Baezy. A co najlepsze, wszystko jest tanie.
Raz jeszcze zabyliśmy w Zamku nieopodal, gdzie uraczyli nas Kolacją średniowieczną, a wkoło biegały błazny, ogniojadacze i dziewoje, a na podwórzu pojedynek rycerzy. na stole zaś tradycyjna kolacja hiszpańska, czyli orzeszki, chipsy, krewetki, pomidory, kalmary, kaszanka i inne drobne zakąski plus (oczywistem) oliwa z oliwek i piwo co po dla niektórych.
Pamiętam też Muzeum Oliwki, jakoby to było wczoraj, a było to tydzień temu. Fabryką oliwki było nigdyś muzeum, a ogóle to wygląda jak kościół. To tam, pozwoliliśmy sobie na sesję rozbieraną w gaju oliwnym.
Było tak pięknie.. TAK PIĘKNIE. Taki wyjazd nie zdarzył się jeszcze w moim życiu, a krótkie ono. Nawet pogoda, bo deszczowa, niczego nie zepsuła. Jak to mawia Łucio: "Zawsze chciałem mieć takich przyjaciół..", po czym tarza się na podłodze ze śmiechu i kpiny z nas. Zawsze był konsekwentny.
Po tych wszystkich wydarzeniach nikt nie spodziewał się, że Oliwka dobiegnie końca. A ostatni dzień nadszedł. Zaleca się uważanie na nas, wszak objawy uzależnienia od oliwy z oliwek mogą być ciężkie. Na pewno dali do oliwy narkotyk, żeby rozprzestrzenić uzależnienie na cały świat, a gdy raz już się padnie ofiarą, dalej uzależnienie może rozchodzić się drogą kropelkową.
Oliwkowa zagłada świata rozpocząta...
Zachęcająca pogoda w 1 dzień
Baeza nocą
Flag nigdy nie za wiele
Mondarina
Rozglądający się turyści
Łucio i Ewa, naprawdę mają mało zdjęć razem
Łucio i Ewa
Napisane krwią byka
Tubylcy
En la calle baezana
Nasz kumpel
Łucio z damami
Juana, Rafa, Joanna, Martin, czyli plejada gwiazd
Zamek z nami, my z zamkiem beze mnie
Tak wygląda Oliwka
Randki schadzki w gaju oliwnym
Sesji rozbieranej w gaju ciąg dalszy
Opowiedzieć Wam, jak nie lubię oliwek?
Takie tam dziwactwa w zupie
Bareczek się zajada
Winda zadowoliła nasze standarty
Pierwszy znawca oliwy.. i degustator
Prezenty też były
Degustacja
Wszystko na bazie oliwy z oliwek
Piękna Kasia, przyjaciółeczka koleżaneczka z Polski
Akwedukt, los manueles buenod te diran mucho de aqueductos
Baeza z rana jak śmietana
Pilni uczniowie
Trzba mieć stajla, ale można go łatwo zgubić
sesja potraw
Wieczorek zapoznawczy (po raz setny)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz