Pokaż naszamucha.blogspot.com na większej mapie

niedziela, 1 listopada 2009

Teneryfa 2005



Teneryfa!! To były czasy! Sama nie mogę w to uwierzyć, ale nikt w tamtych czasach nie brał na urlop laptopów, a o wifi to żaden nie wiedział jeszcze. A mało! W hotelu cośmy byli, nie było telewizora. To był chyba ten czynnik, ten właśnie, razem z tym, że była to moja pierwsza wyprawa ever, który sprawił, że było wspaniale.


Wyprawa wyprawą, ileż odwagi w końcu wymaga płynąć z prądem tego, co tak misternie zaplanowało biuro podróży. Ale dałam rade, przemogłam się w sobie i wsiadłam na pokład samolotu.

Wstyd trochę, lecz wspomnę, jak długo wydawało mi się, że jestem człowiekiem sukcesu dzięki Teneryfie. Człowiek podziwiał się za piękną sylwetkę, tudzież opaleniznę, a w lutym to niezły rajc był, albo to że wydusiwszy z siebie buenos dias na ulicy, uznałam, że "jak ja znam hiszpański, o narody!" (nie wspomnę za to, jak przez 20 minut chciałam kupić znaczki, a prosiłam o "sillas", a nie o "sellos"). O tak, pierwsze przygody ze światem. Na szczęście człowiek zmądrzał i nabrał pokory i już nigdy (NIGDY!) nie pomyślał o sobie, że jest fajny z tak przyziemnych powodów, jak opalenizna czy piątka z konia. O nie.

Z kimże tam byłaś, Martynko?? Byłam ja z Tomaszkiem, kuzynuniem moim, co synem jest Pierwszego Człowieka Sukcesu, którego wszyscy znają, wuja Romana oraz Żony Pierwszego Człowieka Sukcesu Gosi, a i to właśnie oni wzięli mnie na wyprawę tę, gdzie niejedna hulanka miała miejsce. Już wtedy, wtedy, o tak, namiastki jahy miewał człowiek, co ważnem faktem jest, abo zostało mi to do dziś.

Spróbowałam ja po raz pierwszy specjałów hiszpańskich, co za wspomnienie! Wuj to potrafił zapichcić (lub kupić, ale potrafił!). Teraz sama nie rozumiem tego ni nic, lecz daliśmy my radę bez środków masowego przekazu. Chadzaliśmy na spacery, objeździlim wyspę niczym Magellan. Wulkan!! Wulkan jakoby brat nasz, wszędzie z nami, bałam się go ja, powodem był moich koszmarów sennych, testament prawie spisałam. Nie zgadnie nikt, co jeszcze robiliśmy!! Czytaliśmy książki! Tak! Książki wtedy jeszcze istniały (oj, wiele lat minęło, odkąd nie istnieją książki). Obijalim czasem też i zakupy nie raz zabyly.

Lecz ogólnikowo, byly to wczasy bardzo leniwe. Zabylismy raz dookoła wyspy, fakt to, niebrzydka ona, dzika nawet miejscami. Widać tez gdzieniegdzie ruiny wiosek, co zniszczone są po wybuchu wulkanu. Na wybrzeżu turyzmu pod dostatkiem, Hiszpana dostrzeć to cud czasem. Widoczki też są itede.

Oooo.. wiem, czemu te memorie takie jakieś nieskładne! Bo chłopów nie było tamże do poderwania. A nie, to ja za młoda do poderwania byłam, pomyłka (a rzeczywiście, był kiedyś taki czas).

Ech, ogólnie to wesolunio. To wuj chyba, tak - wuj zaszczepił we mnie niespokój i to przez niego tak mnie wywiewa wszędzie teraz (jego wina, jego wina, mamo!). Acz muszę powiedzieć, z całym szacunkiem i ukłonami też, jak zwykle, dla wczasów na Teneryfie, że to nie jest sposób podróżowania, który trafiłby do mnie teraz. Tzn, jakby ktoś chciał mnie wziąć na romantyczne dwa tygodnie na plaży, to hulaj dusza, piekła nie ma i zapraszam (ty płacisz), ale nie lepiej dać do dżungli i przedzierać się przez liany??

Zdjęcia:
Widok z drzwi
Ciociunia z wujuniem
Palem moc
Kocham to zdjęcie, a ty Tomek?
I codziennie dzwoń!
Przekamraty
A niebrzydki wdok ten
Barceloa wszędzie
Spacer codziennie, w deszczu też

Hotelik W OGÓLE nieturystyczny

1 komentarz:

  1. Ciekawy artykuł, bardzo dużo fajnych informacji. Dzięki bardzo :)

    OdpowiedzUsuń