Pokaż naszamucha.blogspot.com na większej mapie

poniedziałek, 27 marca 2017

Toronto, 27 marca 2017

Po sporej przerwie witam wszystkich serdecznie.

Chcę przelać tu kilka myśli dotyczących Toronto i Kanady.
W tym wielkim kraju byłam zatrważającą ilość dni - trzy.

Tylko Toronto, bo w zasadzie moja podróż odbywa się głównie po Stanach Zjednoczonych, ale skoro już byłam tak blisko, bo w Buffalo, to aż grzech było nie zajrzeć, a prędko pewnie nie wrócę.

No więc Toronto - ciężko powiedzieć, jakie cechy tego miasta to cechy Kanady, Kanadyjczyków, a które są cechami tego miasto, no ale spróbujmy.

Pierwsze, co uderzyło mnie w tym mieście to fakt, że ludzie zatrzymują się na światłach. Mówię o pieszych. Czerwone to stoją, a świateł jest sporo, więc spacer po Toronto to w dużym stopniu stanie i czekanie. Ma to znaczenie o tyle, że nie byłam w żadnym kraju poza Polską, gdzie na czerwonym świetle, mimo ze nie ma samochodów, ludzie stoją i czekają. W USA to nawet nie wspomnę, ale wszedzie - anglia, hiszpania, skandynawia, grecja.. no wszędzie przechodzą na czerwonym, a te dwa kraje jak dotąd - stoją i czekają. Ciekawa cecha, myślę czasem o niej, co sprawiła w tradycji i charakterze narodu, że my czekamy na zielone, Kanadyjczycy czekają na zielone , a najprawdopodobniej cała reszta świata nie. Może powodem są po prostu mandaty? Ale chciałabym wierzyć, że jest to coś głębszego.

Muszę przyznać, że przed przyjazdem do Kanady nie wiedziałam nic o tym narodzie. Po przyjeździe tutaj... dalej nie wiem nic.
Chcę bardzo wierzyć, że to nie z mojej winy, mojego zamknięcia na świat czy coś, tylko rzeczywiście Kanade charakteryzuje to , że nie ma w nich nic supercharakterystycznego. Jest bardzo miło, owszem, zresztą z HIMYM i SouthParka o Kanadzie wiedziałam tylko to, ze nabijają się z nich, że są wiecznie mili, nawet gdy chcesz ich zabić i muszę przyznać, że trochę tak jest.
I choć potwierdzam tu stereotypowe myślenie, którego podobno trzeba się wystrzegać, to chyba nie jest to stereotyp, o który kanada by się mogła obrazić - bycie miłym.

Miałam też ciekawy problem - a mianowicie zamiana  waluty - USD na CAD. Kantorów brak, exchange'ów brak. Mówią, że w banku można - no to idę do banku jednego, drugiego i wszedzie mówią, że nie  da się. Ale w koncu w jednym wymienili! Teraz CAD stoi niżej niż USD, podobno nie zawsze tak było, ale dzięki temu mój pobyt w K. był całkiem ekonomiczny w porównaniu do US.

A co do przeżyć, to poza jakimś takim chill outem, tkórego w koncu zaznałam w czasie tej podróży, po ponad tygodniu bycia poza domem, dwie najfaniejsze rzeczy które mnie spotkały to wizyta w Akwarium miejskim i wszelkie interakcje z jeziorem Ontario.
Zobaczenie rekina jest naprawdę fascynującym przeżyciem. A zobaczenia ich dwudziesty przechodzi wszelkie oczekiwania. Nie ma co, wzruszyłam się, patrząc na te  bestie, chętnie wróciłabym tam. Myślę nawet,że warto było przyjeżdżać do ameryki po to tylko, żeby zobaczyc rekiny. Co więcej, w rankingu TOP 10 przeżyć pierwsze miejsce ma u mnie kąpiel w morzu martwym, drugie obejrzenie rekina w Toronto. Ciekawe, że oba zdarzenia związane są z wodą.

A co do jeziora Ontario, to nie ma co mówić, jest zjawiskowo duże. Wygląda jak morze, a ja morze kocham, uspokaja mnie i w ogóle. Ontario tak samo, miało w sobie jakiś taki spokój, którego szukam w życiu. Ale to nie wszystko. Jeszcze będąc w autobusie do Toronto, jadąć brzegiem jeziora, zauważyłam coś co pochłonęło na chwilę wszystkie moje zmysły - lądujący samolot na jeziorze. Dziwię się więc chwilę, o co chodzi i nagle patrzę - na środku jeziora jest lotnisko. Tzn nie na środku, tylko bliżej brzegu, akurat obok ścieżki, gdzie chodziłam biegać rano. Kto mnie zna ten wie, jak bardzo cieszy mnie widok startującego samolotu (ale tylko na zewnątrz jego) i to w tak bliskiej odległości - woda i samoloty, po prostu nie mogło być lepiej.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz